czwartek, 8 kwietnia 2010

Pytanie

Czy w futbolu jest miejsce dla kogoś, kto nie lubi gejów? To pytanie o Arkadiusza Onyszkę, który został zwolniony z duńskiego klubu FC Midtjylland po tym jak opublikowano napisaną przez polskiego bramkarza książkę „Fucking Polak”, w której wyznał iż nienawidzi homoseksualistów. Problem w tym, że przedstawicielom polskich organizacji gejowskich nie podoba się, że Onyszko został zatrudniony w klubie Odra Wodzisław. Domagają się – na razie bezskutecznie - zwolnienia bramkarza, zapowiadają, że w tej sprawie zwrócą się także do europejskiej i światowej organizacji piłkarskiej.
Mam w związku z tym pytanie: czy to normalne, aby domagać się pozbawienia pracy kogoś z powodu jego poglądów? Czy jeśli jakaś lesbijka – dajmy na to pracownica Urzędu Dzielnicowego w Nowym Sączu - oznajmi publicznie, że nienawidzi mężczyzn za kult macho, patriarchalność i seksizm, to czy członkowie koła łowieckiego z tego samego Nowego Sącza, skupiającego typowych samców dających upust zewowi krwi, powinni oburzyć się na opinię tej kobiety i zabiegać u premiera o wyrzucenie jej z pracy???

6 komentarzy:

  1. Nie sądzę, żeby akurat oni powinni ... W końcu lesbijka owa, nienawidzi mężczyzn tylko za kult macho, patriarchalność czy seksizm, a nie za dawanie upustu zewowi krwi (cokolwiek by to miało zanczyć) jako takie. Zresztą, osobiście nie posądzałbym jej o, aż takie, uleganie stereotypom. Być może, dziewczyna lubi nawet dziczyznę ...
    Choć, za członków koła łowieckiego z Nowego Sącza trudno mi się wypowiadać, poluję bowiem w Krynicy

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, a gdzie jest napisane, że koła łowieckie zrzeszają typowych samców i tylko samców???Samica z jednego z kół łowieckich

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniałem sobie właśnie jedną historię, która, podobnie jak powyższy tekst Mirelli, może obalić (być może - gdyż tego akurat nie jestem pewien) obraz myśliwego, postrzeganego jako wzorcowego (jakby z Sevres, pod Paryżem) wyznawcę patriarchatu, typowego macho, sztandarowego seksisty i przykładowego homofoba, regularnego samca i żądnego krwi atawistę, czyli stereotyp, do którego odwołuje się, całkiem niedwuznacznie zresztą, Autor niniejszego bloga.
    Więc tę historię, która zdarzyła się już ładne kilkanaście lat temu, Markowi i jego czytelnikom, opowiem. Tak na pohybel stereotypom.


    Otóż, pewien, znany mi osobiście, myśliwy wybrał się, jak czynić zwykł zresztą dość często a co dziwnym dla nikogo być nie powinno, do lasu. Wydaje się oczywistym, że udał się tam na polowanie ...
    I szedł sobie leśnym duktem, podświadomie badając kierunek oraz siłę wiatru, a wszędzie dookoła wypatrując najmniejszego ruchu, gdy wtem ... zza krzaków, całkiem niedaleczko, na dukt wyskoczył niedźwiedź! Myśliwy, zaskoczony i, co tu dużo mówić, przerażony też nieco, wiele się chyba nie zastanawiając, zdjął prędko z ramienia swoją (naładowaną na szczęście już wcześniej) dubeltówkę i wygarnął do olbrzymiego zwierza, z obydwu luf na raz! Niestety, nie trafił. I nim zdążył pomyśleć o powtórnym nabiciu swojej fuzji, niedźwiedź już był przy nim ... I wiele się nie zastanawiając odezwał się mniej więcej w te słowa: „Nooo, bratiaszku. Skoro nie trafiłeś, a miałeś taką szansę, to ja cię teraz wykorzystam”. I jak powiedział tak też zrobił ....
    Wracał nasz nemrod na myśliwską kwaterę, jak zbity pies, nic się nikomu nie przyznał (nikt też niczego nie zauważył), pożyczył od naszego prezesa ekspressdryling (taka trójlufka) i, wczesnym rankiem, udał się znów do lasu. W to samo miejsce.
    Chodził, tu i tam, i wypatrywał niedźwiedzia, będąc oczywiście przygotowanym do szybkiego strzału. I tak jak wczoraj wyszedł mu niedźwiedź i stanął w niewielkiej odległości od bohatera tej naszej historii. Ten przyłożywszy broń do ramienia strzelił pewnie – bach! bach!- raz i drugi. I jeszcze trzeci. I – proszę to sobie wyobrazić – narobił tylko huku i ... ani raz nie trafił ... Niedźwiedź tylko się na to uśmiechnął, mruknął coś do siebie pod nosem i ... znów wykorzystał naszego myśliwego.
    Myśliwy wnet wrócił na naszą kwaterę, oddał trójlufkę prezesowi, wsiadł w swój samochód i pojechał na odległy dość bazar, żeby kupić kałacha. I kupił – takie to były czasy ...
    Już na wieczór był w lesie. Sytuacja z niedźwiedziem znowu się powtórzyła. Wyszedł jak miał wyjść, stanął jak poprzednimi razy, i ... rozległa się długa seria z karbinu maszynowego. Pewny siebie myśliwy, w kilka sekund opróżnił cały magazynek, tra! ta! ta! ta! ta! ta! ... kolejny raz nie trafiając ani jednym pociskiem. Po prostu sromotnie pudłując.
    Niedźwiedź, robiąc już pierwszy krok w kierunku naszego strzelca, znów się tylko do siebie uśmiechnął, może mrugnął jeszcze dwuznacznie okiem i powiedział: „Przyznaj no się, myśliwcze. Nie przychodzisz tu, raczej, by polować ...”

    OdpowiedzUsuń
  5. Pieprzna historia Darku :) Pieprzna od pieprzu oczywiście, a nie od czego innego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marku.
    A’ propos stereotypów, to akurat mam coś na tzw. podorędziu. Tym razem będzie mniej pieprznie (pieprznie od pieprzu oczywiście, a nie od czego innego;)), za to rodem z tego samego miasta, co ta Twoja lesbijka i ci Twoi myśliwi z „Pytania” otwarcia, czyli z Nowego Sącza - a nie, na przykład, z jakiegoś Żyrardowa ...
    My, w tym Sączu, (choć naprawdę nie mam bladego pojęcia, ani nawet zielonego, dlaczego to akurat w nim, od początku, jesteśmy ...?) faktycznie bywamy w tym naprawdę dobrzy. W utrwalaniu stereotypów oczywiście. Mamy tu, na przykład, modę na wszelkiego rodzaju pomniki. I pomniczki. Pod zabytkową basztą, nieopodal Rynku, stanął pomniczek (metr dwadzieścia) rycerzyka. A mówiąc ściślej, ... sikającego (o zgrozo!) rycerzyka. Sikającego, bowiem ma on fiutka, którym całą dobę mocz oddaje. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni i tylko wybitne mrozy, go od tego odwodzą ... A sika oczywiście na tamtejszy trawnik – no, bo jakże by inaczej ...
    Podobno, jest to ożywienie jakiejś starej legendy, której sam nie znam i nigdy jej wcześniej nie słyszałem. Psiakrew!! No, jakbyśmy nie mieli tu legend z nie sikającymi w roli głównej.
    Mnie się wydaje, a właściwie jestem tego pewien, że samo sikanie, jako takie, do legendy dorobiono całkiem niedawno, a wynika ta doróbka z nie leczonych, lub leczonych po prostu źle (a przecież do Krakowa nie mamy, w końcu, tak daleko) przypadłości urologicznych któregoś z członków zarządu, bądź rady miasta ...
    Niestety, i co gorsza, jest to przemyślane mało (a chyba nawet wcale) utrwalanie stereotypu sikającego, byle gdzie, mężczyzny. Bo, dlaczego niby, pod ruinami zamku nie mamy postaci sikającej kobiety tylko akurat faceta? Jakiejś dajmy na to wróżki, damy dworu, czy choćby zwykłej tylko służki ... Albo, dla pełnej równowagi, przedstawicieli płci obojga – to znaczy jakiś tam on i jakaś tam ona, ale żeby sikający obydwoje.
    Teraz tylko czekam, gdy parytety na tyle wejdą w nasze życie lokalne, żeby wreszcie zacząć stereotypy przełamywać. Chyba dopiero wtedy, sikającemu rycerzykowi, odleją (przepraszam za wyrażenie), z brązu, kucającą nieopodal koleżankę ...
    Co ciekawe, w tym prawie 100 tysięcznym mieście, funkcjonuje zaledwie jedna, (jedyna! – wierzcie mi na słowo) toaleta publiczna, zlokalizowana zresztą w odległości ponad kilometra od owego sikającego w trawę.
    Tak już na koniec, do miasta, o którym mowa zapraszając, zarówno kobiety jak i mężczyzn, stuprocentowych samców i takież same samice, heteryków, lesbijki oraz gejów, czuję się, niejako w konsekwencji tego co napisałem, zasugerować, że oglądać naszego rycerzyka całkiem nie warto (przy wietrze proszę nawet uważać), że jego legenda naciągana jest bardzo i, co chyba najważniejsze, jedyna toaleta publiczna znajduje się w parku, na miejskich plantach.

    OdpowiedzUsuń