piątek, 25 czerwca 2010

Zmiana

Z trzynastu europejskich drużyn, które zdobyły prawo w gry afrykańskim mundialu, po fazie grupowej w turnieju zostało sześć, a więc mniej niż połowa. By nie mieć wątpliwości, że to fatalny wynik wystarczy zauważyć, że z ośmiu zespołów amerykańskich do 1/8 finału awansowało aż siedem – odpadł tylko Honduras. Gorzej od Europejczyków zaprezentowali się jedynie Afrykanie, bo z sześciu ekip do fazy pucharowej awansowała tylko Ghana, a Nigeria, Algieria i Kamerun zajęły ostatnie miejsca w swoich grupach, nie potrafiąc odnieść choćby jednego zwycięstwa.
Powyższa statystyka mogłaby skłaniać do wniosku, że te mistrzostwa wygra Argentyna albo Brazylia. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że pozostałe w turnieju zespoły z Europy wykrwawią się same już w 1/8 finału, gdyż Anglia gra z Niemcami, Hiszpania z Portugalią, a Holandia ze Słowacją. Inna statystyka wskazuje, że żadna europejska drużyna nie wygrała mistrzostw świata rozgrywanych poza Europą. Tym razem też może tak być, ale od finału Brazylia – Argentyna wolałbym w ostatnim meczu mistrzostw obejrzeć USA i Japonię. Te dwa zespoły w fazie grupowej zaimponowały mi najbardziej.
Gdyby rzeczywiście do takiego finału doszło, mistrzostwa w RPA byłyby wyjątkowe nie tylko dlatego, że po raz pierwszy odbyły się w Afryce. Przede wszystkim wygrałby je wreszcie zespół spoza Europy i Ameryki Południowej. Zmiana jest wartością, zwłaszcza taka, dzięki której Brazylia nie zostanie mistrzem świata po raz szósty, Niemcy po raz czwarty albo Argentyńczycy po raz trzeci. Niech wygra ktoś inny. Jeśli nie USA lub Japonia, to niech to chociaż będzie Holandia albo Hiszpania.

środa, 16 czerwca 2010

Czekając na katastrofę

Dziś Szwajcarzy, grający w biało-czerwonych strojach, wygrali 1:0 z mistrzami Europy Hiszpanami, sprawiając największą – jak dotąd – sensację mundialu. Tydzień temu Polacy, grający w takich samych strojach jak Helwetowie, polegli w towarzyskim meczu z tymi samymi Hiszpanami 0:6.
Szwajcarzy nie mają piłkarzy lepszych niż my. Hiszpanie nie grali przeciwko nam lepiej niż dziś z Helwetami. Dlaczego więc obie drużyny w biało-czerwonych strojach w meczach z mistrzami Europy osiągnęły tak radykalnie różniące się rezultaty? Po prostu dlatego, że mają różnych trenerów.
Po sensacyjnym zwycięstwie nad Hiszpanią selekcjoner szwajcarskiej reprezentacji Ottmar Hitzfeld powiedział: „Przyjęliśmy chyba jedyną rozsądną taktykę, czyli graliśmy defensywnie i szukaliśmy okazji do zdobycia bramek w kontratakach. Z Hiszpanami nie można grać ofensywnie, bo może się to skończyć wysoką porażką”.
Wie to trener Szwajcarów, wie to właściwie każdy szkoleniowiec – poza selekcjonerem reprezentacji Polski. Jeśli Franciszek Smuda nie pozna podobnych prawd i nie weźmie ich sobie do serca w ciągu najbliższych dwóch lat, to przewiduję, że nasz udział w mistrzostwach Europy w 2012 roku zakończy się katastrofą. Tym bardziej przykrą, że turniej odbędzie się w Polsce.

środa, 9 czerwca 2010

Dyzma

Ktoś kiedyś powiedział o Franciszku Smudzie, że to Nikodem Dyzma polskiego futbolu. Obserwując od dawna szkoleniową działalność „Franza” podejrzewałem, że to może być prawda. Po wczorajszej porażce polskiej reprezentacji 0:6 z Hiszpanią nie mam co do tego wątpliwości.
Smuda tłumaczy klęskę tym, że „my byliśmy już po sezonie, na wakacjach, a Hiszpanie przygotowują się do mistrzostw świata i tam będą walczyć o złoty medal”, ale to tylko część prawdy o tym meczu. Nie musieliśmy przegrać tak wysoko i w tak fatalnym stylu gdyby „Franz”, zamiast pozwolić swojej odmładzanej drużynie grać radosny futbol, zalecił jej jakąkolwiek dyscyplinę taktyczną.
Kiedy się staje do walki z mistrzami Europy, najpoważniejszymi kandydatami do mistrzostwa świata, z drużyną w której gra najzdolniejsza generacja piłkarska w historii hiszpańskiego futbolu, to wystarczy mieć choć trochę wyobraźni, by wiedzieć, że otwarta konfrontacja z takim rywalem musi się skończyć katastrofą. Próbując prowadzić własną grę Polacy powinni jednocześnie bardziej zadbać o asekurację własnych tyłów, bo wiadomo co potrafią tacy piłkarze jak Iniesta, Xavi, Villa czy Torres.
Smuda myślał, że jakoś to będzie, że jego chłopcy będą grać swoje i w ten sposób dotrwają jakoś do końca meczu bez większych strat. Już po kwadransie okazało się, że Hiszpanie nie pozwolą naszej drużynie grać tak jak chciał „Franz”. Mimo to nasz selekcjoner nie skorygował planu taktycznego, poprowadził naszą reprezentację do klęski, jakiej dawno nie poniosła – ostatni raz ulegliśmy równie wysoko, bo 1:7 Związkowi Radzieckiemu w 1960 roku.
Wiem, że dla obu drużyn był to tylko mecz kontrolny, że Smuda buduje nową reprezentację i eksperymentuje. Jednak rywalizacja z tak wymagającym rywalem jak Hiszpania – nawet towarzyska – to jednak okoliczność specjalna, która nakazywała takie ustawienie zespołu, żeby nie doszło do kompromitacji. „Franz” nie zdołał jej uniknąć i przejdzie do historii polskiego futbolu jako odpowiedzialny za jedną z najbardziej przykrych porażek drużyny narodowej.