czwartek, 29 lipca 2010

Chudy czwartek

Trzy mecze na swoich boiskach w eliminacjach Ligi Europejskiej i trzy porażki. Ruch Chorzów przegrał 1:3 z Austrią Wiedeń, Wisła Kraków 0:1 z Karabachem Agdam, a Jagiellonia Białystok 1:2 z Arisem Saloniki.
Przegrać nie jest wstyd, ale jedynie wtedy gdy się przegra po twardej walce. Tylko kibice z Białegostoku nie muszą się wstydzić za swoich piłkarzy. Debiutująca w europejskich rozgrywkach Jagiellonia, mimo fatalnego początku, przez resztę meczu z wielką determinacją próbowała odrobić straty. Ruch grał bez wiary w powodzenie, a Wisła po prostu się skompromitowała.
To był chudy czwartek polskiego futbolu. Właściwie cały tydzień był chudy, bo dwa dni wcześniej Lech Poznań przegrał ze Spartą Praga 0:1. Szczerze mówiąc chude dni dla polskiej piłki trwają od zakończonych katastrofą eliminacji do mundialu. Wpisała się w nie także porażka reprezentacji 0:6 z Hiszpanami.
Czy w tej sytuacji można powiedzieć coś ciepłego o naszym futbolu? Niech ktoś spróbuje, bo ja nie mam siły. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że polscy kibice nie zasługują na to, by przeżywać takie upokorzenia jak dziś w Krakowie i w Chorzowie, czy dwa miesiące temu w Murcji.
Polacy nie zasługują na wiele innych przykrości, które ich spotykają. Rzecz w tym, że nie tylko w futbolu Polska przypomina cukierniczą wystawę z tacą pełną polanych lukrem pączków. Pokazują je nam, zachwalają, a na końcu pączki zjadają inni, nie my. I tak do następnej wystawy.

wtorek, 27 lipca 2010

Trauma

Jarosław Kaczyński nie potrafi uporać się z emocjonalnymi problemami związanymi ze śmiercią brata Lecha. Tylko tym mogę wytłumaczyć jego słowa, że jeśli ktoś zamierza usunąć sprzed Pałacu Prezydenckiego krzyż bez postawienia w jego miejsce pomnika ofiar lotniczej katastrofy pod Smoleńskiem, to popełni „ciężkie moralne nadużycie”. Jedynie w taki sposób da się uzasadnić przyzwolenie, aby poselskiemu zespołowi badającemu przyczyny katastrofy przewodniczył poseł, który na wstępie swojej pracy wygłasza tezę o zamachu. Owszem, zamach to jedna z czterech prawdopodobnych ewentualności dopuszczanych przez badającą wypadek prokuraturę wojskową. Ale to tylko jedna z hipotez, więc jeśli zespół powołany przez opozycję ma mieć znamiona powagi, powinien mu przewodniczyć ktoś mniej kontrowersyjny, za to bardziej ważący słowa.
Trauma byłego premiera jest zrozumiała, ale w polityce zgubna, gdyż prowadzi do zachowań szkodliwych dla opozycji, a w konsekwencji dla względnej równowagi na scenie politycznej. Tymczasem silna opozycja potrzebna jest dziś w Polsce jak nigdy dotąd dla kontrolowania poczynań a raczej WSKAZYWANIA BEZCZYNNOŚCI coraz bardziej rozszerzającej swoje wpływy partii rządzącej. Trudno będzie PiS tę rolę pełnić w atmosferze histerycznych zachowań wokół krzyża a także kontrowersji wokół poselskiego zespołu. Kaczyński musi jak najszybciej poradzić sobie ze smoleńską traumą, aby po przegranych wyborach prezydenckich, ale przywracających mu status silnego i poważnego lidera opozycji, kontynuować rozszerzanie centro-prawicowego elektoratu.
Ostatnie wybory do władz PiS wskazują, że partia ta zamiast otwierać się na coraz nowe konserwatywno-liberalne nurty wróciła do starych twarzy i starych okopów. To sygnał, że szanse na prowadzenie przez tę formację rzeczowego a nie emocjonalnego dyskursu politycznego z rządem i nowym prezydentem są coraz mniejsze. Dobrze wiem, że poważny dyskurs o sprawach Polski od dawna torpeduje grupa trzymająca władzę, zastępując go politycznym marketingiem, ale jedynym sposobem, aby ów dyskurs na niej wymóc jest zadawanie władzy trudnych pytań o obietnice złożone trzy lata temu i podczas ostatnich wyborów prezydenckich, a nie kłótnie o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. Polska to coś więcej niż kawałek ziemi, na której krzyż stoi. A skoro Polska jest najważniejsza...

Prosta gra

Największym problemem Lecha Poznań jest brak skuteczności. W czterech ostatnich meczach (dwóch z Interem Baku, sparingu z Górnikiem Zabrze i dzisiejszym ze Spartą Praga) mistrzowie Polski zdobyli jednego gola. Jeden skuteczny strzał w ciągu 390 minut!
Z taką indolencją strzelecką nie ma co marzyć o awansie do fazy grupowej europejskich rozgrywek. Gdyby piłkarze Lecha potrafili wykorzystać choć kilka spośród sytuacji podbramkowych jakie stworzyli, to w rewanżu z Azerami nie byłoby horroru tylko 3:0 po kwadransie gry, a dziś nie przegraliby ze słabo dysponowanym mistrzem Czech.
Futbol polega na strzelaniu goli. Wygrywa ten, kto strzeli ich więcej. To proste. A kiedy goli jest dużo, jest jeszcze widowisko, które chcą oglądać ludzie gotowi zapłacić za to wcale niemałe pieniądze. Na tym polega futbolowy biznes.
Oczekuję, że za tydzień Lech da świadectwo tym prostym prawdom i pewnie wygra z przeciętną Spartą co najmniej 2:0. Jeśli nie będzie umiał tego zrobić, nie będę żałował, że nie awansował dalej. Drużyna, która nie potrafi strzelać goli nie zasługuje, by reprezentować Polskę w Europie.